Czy drapacze chmur są potrzebne?

Rewolucja przemysłowa sprawiła, że dzięki technice budowa drapaczy chmur stała się możliwa; rewolucja informatyczna - że są niemal bezużyteczne.

Nasi przodkowie wznosili w zamierzchłych czasach wysokie konstrukcje, wykorzystując wytrzymałość kamienia i cegły na siły ściskające. Ich budowle miały jednak stosunkowo małą przestrzeń użytkową. Wielka Piramida Cheopsa wysokości 146 m jest symbolem potęgi władcy, ale wewnątrz to właściwie lity mur. Stosunek powierzchni wewnętrznej do powierzchni zabudowy zadziwia. Z kwadratową bazą o boku 230 m piramida skrywa we wnętrzu jedynie komnatę królewską, w której odległość od ściany do ściany wynosi zaledwie 5 m. Przy wielkim meczecie w Samarze 52-metrowy spiralny minaret z cegły w ogóle nie ma wnętrza1. W 107-metrowych wieżach katedry w Chartres, choć wymyślnych konstrukcyjnie, nie ma w środku nic poza smukłymi podporami, pustką i niewygodnymi schodami Dopiero w dobie rewolucji przemysłowej powstała możliwość pełniejszego otwarcia wnętrz budowli wieżowych i stworzenia w nich przestrzeni dla większej liczby ludzi. Dzięki zastosowaniu konstrukcji szkieletowej ze stali i żelbetu oraz cienkich (nienośnych) ścian zewnętrznych typu osłonowego XIX-wieczni architekci zdołali powiększyć powierzchnię użytkową wewnątrz budynków w stosunku do zmniejszonej powierzchni zajmowanej przez pionowe elementy nośne budowli. Wykorzystali także wynalazek dźwigów mecha- nicznych (wind) do szybkiej komunikacji pionowej. W powiększających się kubaturach wewnętrznych coraz to smuklejszych budowli mogli już zastosować, ciągle udoskonalane, zintegrowane systemy ogrzewania, wentylacji i chłodzenia. W latach siedemdziesiątych i osiemdziesiątych XIX wieku obdarzeni talentem wizjonerskim architekci z Nowego Jorku i Chicago wykorzystali te wszystkie nowinki techniczne do stworzenia nowoczesnego budynku wysokościowego - "drapacza chmur".2 Najwcześniejszymi przykładami takich "dojrzałych" budowli są m.in.: Equitable Building (1868-1870), Western Union Building (1872-1875) i Tribune Building (1873-1875) w Nowym Jorku oraz wielki Montauk Block (1882) w Chicago projektu Burnhama i Roota. Te architektoniczne kurioza od razu zdobyły rynek, ponieważ zaspokajały rosnącą potrzebę kapitalizmu przemysłowego, aby skupiać armię pracowników biurowych w jednym miejscu. Ułatwiało to współpracę, dostęp do akt i innego biurowego wyposażenia, a także nadzór urzędników przez przełożonych. Ponadto wysokie budynki doskonale pasowały do kształtującego się wówczas nowego wzorca planu tzw. commuter city z gęstą, wysoką zabudową centralnie usytuowanej dzielnicy biznesu i niską, rozproszoną - kręgu przedmieść-sypialni promieniście połączonych ze śródmieściem systemem transportowym do codziennych przejazdów między domem i miejscem pracy. To zogniskowanie planu miasta wyśrubowało ceny terenów i budynków w centrum oraz stworzyło silną ekonomiczną motywację do uzyskiwania możliwie największej powierzchni użytkowej ze wszystkich nadających się do tego parceli. I tak na początku XX wieku miasta takie jak Nowy Jork i Chicago wzrastały zgodnie z zasadą: śródmieścia coraz wyższe, przedmieścia coraz bardziej rozległe. Są jednak pewne naturalne granice wysokości drapaczy chmur, podobnie jak ograniczone są rozmiary organizmów żywych. Czynniki takie, jak obciążenia użytkowe, parcie wiatru na konstrukcję, konieczność dostarczenia wody i zaopatrzenia, a wreszcie przewozu samych ludzi z dołu na górę i z powrotem sprawiają, że im wyżej budujemy, tym więcej powierzchni zajmuje konstrukcja, dźwigi, przewody instalacyjne. W pewnym punkcie dodawanie pięter przestaje się opłacać, ponieważ malejący przyrost powierzchni użytkowej przestaje w końcu usprawiedliwiać wzrost kosztów budowy. Względy urbanistyczne i architektoniczne również wymuszają pewne ograniczenie wysokości. Wysokie budynki mają niekorzystny wpływ na otoczenie na dole: rzucają długie cienie, zasłaniają widok nieba, czasem są przyczyną powstawania niebezpiecznych i niemiłych podmuchów wiatru. Sprzyjają także intensyfikacji ruchu pieszego i samochodowego, co zmniejsza przepustowość pobliskich ulic. Aby ograniczyć te skutki, władze urbanistyczne zwykle określają granice wysokości zabudowy i proporcje powierzchni użytkowej do powierzchni zabudowanej, mogą nawet ustalić dopuszczalny stosunek wysokości i objętości bryły budynku do szerokości ulicy - co nieraz wymaga projektowania brył "schodkowych" lub zwężających się ku górze, tak charakterystycznych dla sylwetki nowojorskiego Manhattanu. W konsekwencji tych różnych ograniczeń szczególnie wysokie budynki - które rzeczywiście stanowiły osiągnięcie w tej dziedzinie - zawsze były drogie, wyjątkowe i niezwykłe. Dzięki temu inwestorzy, budując najsmuklejszy drapacz chmur w mieście, kraju czy też na świecie, mogą zwrócić na siebie uwagę i zamanifestować potęgę lub podkreślić prestiż. Często jest to opłacalne nawet wówczas, gdy przedsięwzięcie nie przynosi natychmiastowych praktycznych korzyści. I tak trwa ciągła, licząca już stulecia, pogoń za wysokością. W Nowym Jorku w końcu lat dwudziestych naszego wieku najwyższe były Chrysler Building (319 m) i Empire State Building (381 m). Aby zyskać jeszcze kilka metrów, dodawano na wierzchołkach anteny radiowe, a nawet maszt do cumowania balonów. Rywalizacja wzmogła się na nowo w latach sześćdziesiątych i siedemdziesiątych wraz z budową bliźniaczych wież World Trade Center (417 m) na cyplu Lower Manhattan w Nowym Jorku, chicagowskich wysokościowców John Hancock (344 m) i wreszcie olbrzymiego Sears Tower (443 m). Już nie tak dawno w Kuala Lumpur w Malezji wzniesiono połączone napowietrznym mostem "bliźniaki": Petronas Twin Towers (452 m) zaprojektowane przez Cesara Pelliego. Jest to - przynajmniej na razie - najwyższy budynek świata. Powstawały również zupełnie fantastyczne projekty. W roku 1900 DÄsirÄ Despradelle z Massachusetts Institute of Technology zaproponował 457-metrową "Beacon of Progress" (Latarnię Postępu), która miała być wzniesiona na terenach chica- gowskiej Wystawy Światowej i tak jak malezyjskie Petronas Twin Towers, zbudowane prawie sto lat później, bogatą symboliką wyrażać dumę młodego narodu. Olbrzymia akwarela Despradelle'a wisi od lat w studio projektowym MIT jako inspiracja studentów. W 1956 roku Frank Lloyd Wright (który w butach i kapeluszu miał około 160 cm wzrostu) pokonał Despradelle'a swoim iście megalomańskim projektem 528-piętrowego budynku nad brzegiem jeziora Michigan w Chicago. Równocześnie z tym wyścigiem w projektowaniu coraz to wyższych budynków rozwijająca się gwałtownie rewolucja informacyjna zmniejszyła potrzebę umieszczania urzędników w jednym miejscu w drogich śródmiejskich centrach administracji i ich bezpośredniego kontaktu. Sprawna telekomunikacja obniżyła znaczenie centralnej lokalizacji biur, a w ślad za tym wzrosła atrakcyjność tańszych terenów podmiejskich, które są ponadto wygodniejsze dla pracowników ze względu na łatwy dojazd. Cyfrowy zapis informacji i sieci komputerowe umożliwiały dostęp do bazy danych nawet ze znacznych odległości - gromadzenie w jednym miejscu papierowych akt stało się właściwie zbędne. Świat biznesu odkrywa, że potrzebom marketingu i public relations lepiej od inwestycji w monumentalną architekturę w kosztownych śródmiejskich lokalizacjach służą obecnie World Wide Web w Internecie i spoty reklamowe Superbowl. Okazuje się, że coraz częściej potężne korporacje lokalizują swoje siedziby raczej w skromnych, niewysokich podmiejskich campusach biurowych, a nie w pretensjonalnych śródmiejskich wysokościowcach. Ford i Chrysler w Detroit rozproszyli swoje budynki wśród podmiejskiej zieleni, natomiast General Motors wbrew tej tendencji przeniósł się na brzeg jeziora do Renaissance Center. Kampus Nike w Beaverton (Oregon) jest trudny do znalezienia, ale www.nike.com już nie. Microsoft i Netscape przeniosły się ze swoich siedzib odpowiednio do Redmond (stan Waszyngton) oraz do Mountain View (Kalifornia) i chociaż ich loga, strony WWW, a także wygląd i specyfika interfejsów są znane na całym świecie, niewielu spośród milionów klientów obchodzi, jak wyglądają biura obydwu firm. Szczególnie znacząca jest jednak przeprowadzka biur Searsa z noszącego nazwę firmy wieżowca znajdującego się w centrum - słynnej chicagowskiej Pętli (Loop) - do biurowego campusu Hoffman Estates położonego na dalekim przedmieściu.

Czy oznacza to, że drapacze chmur są już dinozaurami? Czy czasy ich świetności minęły? Chyba niezupełnie, a może o tym świadczyć choćby wizyta w niezwykłym barze znajdującym się wysoko na szczycie prestiżowego Peninsula Hotel w Hongkongu. W przyległych do baru toaletach pisuary ulokowane są na wprost przezroczystych tafli okien, co umożliwia panom tego świata spoglądanie z wysoka na miasto w czasie prozaicznej, ale przynoszącej ulgę czynności... Oczywiście nie dawałoby to żadnej satysfakcji, gdyby łazienki znajdowały się na parterze. W XXI wieku jak w czasach Cheopsa będzie się budować coraz wyższe i wyższe budynki - z wielkim zaangażowaniem środków i często bez ekonomicznego uzasadnienia. Bogacze i władcy chcą od czasu do czasu w sposób tradycyjny zademonstrować swoją potęgę.

Przypisy tłumaczą:
1 Na szczyt prowadzi schodkowa spiralna rampa zewnętrzna.
2 Drapacze chmur (sky scrapers) - to nazwa przeniesiona z angielskiej nazwy najwyższego masztu żaglowca.

Wykładał: William J. Mitchell - dziekan Wydziału Architektóry i Urbanistyki w Massachusetts Institute of Technology Tłumaczył: Lech Kłosiewicz Źródło: http://www.wiezowce.prv.pl
30/07/2005     Redakcja Budowle.pl
Nasz portal stosuje pliki cookies w celach świadczenia Państwu usług na najwyższym poziomie oraz w celach statystycznych i reklamowych. Korzystając z serwisu, zgadzasz się na użycie plików cookie, więcej szczegółów w naszej polityce cookies. Zamknij